Další ukázka z nejnovějšího příběhu Andrzeje Pilipiuka #andrzejpilipiuk #FUCK
Máte jedinečnou možnost vidět text před editorem a korekcí. Užijte si lahůdku…
***
Kij wytoczony z grabowego drewna był jeszcze całkiem mocny. Muzealnik wbił go w szczelinę. Po kilku nieudanych próbach podważył. Płyta nie była lekka ale nie była też przesadnie ciężka. Odwalił ją na bok. Przed sobą miał wlot szybu, metr pionowo w dół a potem schodki w ciemność… Poświecił latarką. Z tunelu zionęło zapachem stęchlizny i wilgoci.
Wszedł po kilkudziesięciu stromych schodkach i stanął na dnie lochu. Światło słabej latarki wydobyło z mroku długachny półkoliście sklepiony tunel z cegieł. Dno było pokryte mułem, ale nigdzie nie stała woda. Muzealnik przypomniał sobie gadki miejscowych o duchach. Przełknął nerwowo ślinę.
-Może lepiej przyjść tu z kimś? – pomyślał. – We dwójkę raźniej i bezpieczniej… W razie jakiegoś zawału albo coś…
Spojrzał na sufit ale ten jak na złość trzymał się mocno jak wczoraj wymurowany. Żadnego pretekstu by zrezygnować z wyprawy… Latarka świeciła mocno i jasno. Dno tunelu było mocne i stabilne. Ruszył przed siebie. Echo niosło tupot jego butów. Zdenerwował się, próbował stawiać stopy jak najdelikatniej ale bez skutku. Buciory wybijały istnie werble.
-Przecież idąc po błocie nie powinny w ogóle wydawać dźwięku! – zirytował się.
Zatrzymał się. Przez chwilę słyszał jeszcze człapanie a potem ucichło. Poczuł zimny pot na karku.
To tylko echo… – wziął się w garść. – Wrócił z opóźnieniem dźwięk który sam wywołałem. Taki efekt akustyczny. Ciekawy, ale to nic wielkiego.
Obejrzał się by ocenić ile już przeszedł. Ale nie zobaczył żadnego poblasku dziennego światła. Światło latarki gubiło się w mroku. Ruszył dalej. Tunel zdawał się nie mieć końca. I nagle przed sobą zobaczył ścianę. W bok odchodził jeszcze węższy chodnik zakończony schodkami.
Do biblioteki tędy… W zasadzie to bardzo ciekawe i historyczne miejsce – uświadomił sobie. – Tędy ludzie Kukuły… Eeee… to znaczy jacyś partyzanci weszli do pałacu by zamordować SS-mana terroryzującego całą okolicę – pomyślał.
Zaczął wspinać się w górę. Faktycznie po chwili drogę zagrodził mu stos jakichś gratów. Oświetlił je. Zniszczone półki regałowe ozdobione zaśniedziałymi mosiężnymi tabliczkami „jeografia”, „historia” „dzieje sztuki”.
To porozbijane regały biblioteczne – uświadomił sobie.
Zawał piętrzył mu się nad głową. Od dołu nie widział niczego ciekawego. Gdy wchodził do lochu oczyma wyobraźni rysował sobie książki, obrazy, wielki globus jaki widział w bibliotece pałacu w Nieborowie… A tu figa. W dodatku nie było szans wspiąć się wyżej i poszukać ciekawych fantów na stosie tej sterty. Czuł że jeśli wyciągnie choćby jedną dechę, całe zawałowisko runie na niego jak lawina. Cofnął się pół kroku. Sterta nad nim zatrzeszczała złowieszczo. Zszedł jeszcze dwa stopnie. Znów usłyszał niepokojące trzaski. Instynkt podpowiadał mu żeby uciekać. Zarazem czuł dziwną obawę przed ponowną wędrówką tunelem.
Gdybym zaczepił pasek o którąś z grubszych desek, potem szarpnął i rzucił się po schodach w dół, to wszystko runie – zadumał się. Wtedy przelezę jakoś i przebiję zamurowaną ścianę do biblioteki… Stos zaskrzypiał zupełnie jakby ktoś mocował się z nim od drugiej strony.
-Nie, to bez sensu…
Podreptał na dół i po chwili był już w tunelu. Szedł i szedł, nieoczekiwanie potknął się zupełnie jakby mu ktoś podstawił nogę. Upadł, latarka zgasła.
-Cholera! – zaklął na głos.
-Umieraj – odpowiedziało echo.
Namacał w kieszeni paczuszkę zapałek. Zapalił jedną. migotliwy płomyczek na chwilę rozjaśnił mrok. Cienie tańczyły niepokojąco i Rosół odniósł wrażenie że z ciemności przyglądają mu się jakieś oczy… I nagle płomyk zgasł zupełne jakby został przez kogoś zdmuchnięty.
-Przeciąg – uspokoił sam siebie, ale wiedział że to nie prawda.
W lochu nie było przewiewu… Zapalił kolejną i nim zgasła spostrzegł w błocie srebrny błysk. Zaczął rozpaczliwie macać i wreszcie zacisnął palce na chłodnej blaszanej obudowie baterejki. Odetchnął z ulgą. Prztyknął przełącznikiem. Bez skutku. Przez chwilę bał się że od uderzenia zerwał się drucik w żaróweczce ale na szczęście gdy potrząsnął latarką zabłysło jasne światło elektryczne. Odetchnął z ulgą. Otarł pot z czoła. Poświecił na spodnie. Jego ulubione jeansy, i to nie byle jakie z bazaru, tylko kupione w Pewexie, były tak strasznie ulopane błotem że poczuł łzy w oczach.
-Mam za swoje trzeba było się ubrać w gorszy łach…
Ruszył szybkim krokiem i po chwili… Znów stanął u wylotu tunelu ze schodkami. Gapił się na ścianę w ciężkim szoku.
-Jak to możliwie!? – przeraził się. – Aaaa… Już wiem. Jak upadłem i wstałem po prostu pomyliłem kierunki. Tak, to jedyne wytłumaczenie. Ciemno było, to dezorientuje. Zamiast iść do ruin wodozbioru wróciłem do pałacu.
Przez chwilę oddychał głęboko. I nagle zamarł. W ciemności coś dyszało… Wstrzymał oddech. I ucichło.
-To tylko echo – odetchnął z ulgą i znów zamarł słysząc dla odmiany głuche warczenie.
Zacisnął palce na łomie, nerwowo omiótł loch snopem światła z latarki. Nic podejrzanego nie wypatrzył. Dźwięk oddalał się aż ucichł.
-Co to mogło być!? – szepnął
-…w rzyć – odszepnęło echo.
-Wilk? W tak gęsto zaludnionej okolicy to raczej niemożliwie. Tu nie ma wilków. Zresztą czego niby szukałoby dzikie zwierzę w miejscu gdzie śmierdzi człowiekiem. A może jakiś kundel? – rozważał. – Bezpański pies?
-…bies… – przedrzeźniło go echo.
-Trzeba stąd wyjść do cholery – warknął. – Pojedynczy tunel bez rozgałęzień to nie jest labirynt.
-Labirynt! – roześmiało się.
-Pojedynczy tunel, naprzód… Za pięć minut będę na zewnątrz.
-…wewnątrz – upierało się echo.
Ruszył. Żaróweczka latarki pożółkła, chyba wyczerpywała się bateria. Cienie zdawały się zbliżać, czepiać nogawek. Z trudem zmuszał się by nie zacząć biedz… Wreszcie dotarł do schodków prowadzących do lamusa. Wszedł parę stopni i ujrzał nad sobą zawał z desek. Mimowolnie zawył dziko a echo w tunelu zwielokrotniło to w jeden ponury ryk.
Categorised as: Ukázky z knih