Vandrovec.net

Vítejte v krajině, kde cizák zahyne

Zůstaňme doma déle a přečteme si celou knihu! Máme tu další ukázku od Andrzeje Pilipiuka. Užijte si to! #AndrzejPilipiuk #FUCK

***

Towarzysz Kociuba ułożył się na łóżku, zapalił lampę. Ostatnie pół godziny każdego dnia poświęcał na rozwój intelektualny. Zaczął od obowiązkowego przeczytania rozdziału z dzieł Lenina, potem pozwolił sobie na chwilę relaksu przy lżejszej lekturze. Wyjął spod poduszki broszurę „Pod przewodem Stalina do walki z syfilisem”.
Swoją drogą przydałaby się jakaś baba w celu zaspokojenia naturalnych potrzeb płciowo-fizjologicznych – mruknął przeglądając obrazki poglądowe i zdjęcia owrzodzeń kobiecych narządów rodnych. – Oraz celem prokreacji… Nie powinno być z tym problemu, w końcu jestem kierownikiem PGR! Z drugiej strony na takim stanowisku żona to powinna mi przysługiwać z rozdzielnika.
Ziewnął. Chciał poczytać jeszcze coś z klasyki, ale wybór z pism Marksa został w walizce, a nie chciało mu się wygrzebywać spod koca. Oczy kleiły się ze zmęczenia.
-Jutro nadrobię – obiecał sobie. – Wstanę pół godziny wcześniej…
Popatrzył na zegarek, a potem na cyferblat budzika. W ciągu doby różnica urosła do siedmiu minut.
-Radzieckie zegary faktycznie chodzą najszybciej – pokiwał głową z uznaniem.
Nakręcił obydwa chronometry. Ustawił dzwonek na szóstą rano. Spojrzał w ciemność za oknem. Drzewa klekotały ponuro gałęziami. W pałacu rozlegały się niepokojące trzaski, zupełnie jakby ktoś chodził pustymi korytarzami. Brzęczało coś, jakby łańcuch.
-Aż prawie można uwierzyć w duchy – parsknął. – Ileż w tych ludziach ciągle jeszcze niewykorzenionego zabobonu… Czym jest ciemność? To po prostu brak światła. A czym jest śmierć? Po prostu brakiem życia. Przepala się człowiek jak żarówka i tyle. Reszta to kościółkowa propaganda. Wiatr gwiżdże w kominie, a ludziom się wydaje, że to jęki dusz potępionych czy innych takich…
Przyłożył głowę do poduszki. I zaraz zapadł w sen. Trzy blade półprzejrzyste dziewczyny zmaterializowały się w sypialni.
-Ale fleja – mruknęła Marcysia. – Nawet nóg nie umył kładąc się spać.
-Myślę, że odczuwa ze swymi świnkami wieź duchową, głęboką jak zbiornik na gnojówkę… – zauważyła Kornelia.
-Uciszcie się obie – warknęła Lukrecja. – mój plan jest taki. Ześlę zaraz na niego taki koszmar senny, że się sfajda ze strachu, a gdy się obudzi będzie wiał, gdzie pieprz rośnie.
-Genialne! – zachwyciła się jej kuzynka.
-No ciekawa jestem, czym niby chcesz go postraszyć? – przyrodnia siostra poskrobała się po nosie. – To głupek. Kompletnie brak mu wyobraźni. Tacy jak on albo boją się wszystkiego, albo co gorsza nie boją się niczego… I to jest chyba taki właśnie przypadek.
-Zaufajcie mi – dotknęła skroni śpiącego, zagłębiając palce w tkankę. – Teraz mu się włamię to głowy. Skaczcie za mną, a zaraz wszystko same zrozumiecie. No i rzecz jasna wasza pomoc mi się przyda.
-Pomożemy – burknęła Marcysia. – No to trzy-cztery hop!
Józef Kociuba śnił, że się obudził i musiał zejść na parter za potrzebą… Gdy mijał drzwi salonu usłyszał dziwne chichoty… Pchną rzeźbione wierzeje. Przy stole siedziały trzy dziwne istoty. Z daleka przypominały zwaliste tęgie kobiety w sukniach balowych, ale zamiast nosów mały świńskie ryje. Uszy też miały zwierzęce. W zakończonych racicami rękach trzymały widelce.
-Kim jesteście!? – zdumiał się.
Wstały od stołu i dygnęły.
-Towarzyszu Kociuba, jesteśmy waszymi żonami – wyjaśniła ta najgrubsza – To polecenie z samego komitetu centralnego. Przysługujemy wam z rozdzielnika jako kierownikowi pegieeru.
-A że wykazujesz się niezłomnością ideową, wzorowo realizujesz postawione przez partię zadania i z zapałem racjonalizujesz produkcję żywca wieprzowego w dowód szczególnego uznania i zaufania przyznano ci nas aż trzy.
-Dla zaspokajania naturalnych potrzeb fizjologiczno-prokreacyjnych – wyjaśniła ta najmłodsza i zrzuciła sukienkę pokazując, jak to świnia, aż sześć par staników. Nogi miała całkiem zgrabne choć porośnięte ostrą szczeciną i zakończone raciczkami.
Pachniały swojsko chlewem.
-Z waszych zadań towarzyszu na ten moment najważniejsza jest prokreacja. Potrzeba dużo żywca na kiełbasę dla robotników.
-Ale ja… – bąknął oszołomiony.
Świniokobiety zdarły ubrania opadły na czworaka i rzuciły się w jego stronę pochrząkując. I wtedy się obudził. Dniało. Za oknem wiatr poruszał gałęziami.
-Co za dziwaczny sen – westchnął. – Ale nawet wesoły i taki rzekłbym optymistyczny w swej wymowie. Świniobaby takie, niebrzydkie nawet…
W pałacu znów coś niepokojąco zawyło. Zabrzęczały jakby łańcuchy… Ale on już spał głębokim spokojnym snem.

Jeśli chcecie uzupełnić biblioteczkę o wcześniejsze książki Andrzeja Pilipiuka to zapraszamy: https://www.swiatksiazki.pl/…/result/index/ols-break-ca…/1/…


Categorised as: Novinky


Comments are closed.