Andrzej Pilipiuk – Tajemnica Kwaśnego Samogonu
Andrzej Pilipiuk – Tajemnica Kwaśnego Samogonu
Jakub Wedrowycz z zadowoleniem wtoczyl do szopy zelazna stulitrowa beczke po paliwie.
– Kurde – mruknal z uznaniem Józef siedzacy w kacie.
Jakub wstawil beczke na parnik zazwyczaj sluzacy do gotowania kartofli dla swin. U powaly zawiesil wiadro. Wewnatrz wspawano zwinieta w sprezyne miedziana rurke. Napelnil je lodem wyprodukowanym za pomoca lodówki.
– Chy – ucieszyl sie Semen.
Z pokrywy beczki Wedrowycz wyprowadzil rurke. Podlaczyl ja do górnej czesci chlodnicy. Z dolu wybiegala kolejna gumowa rurka konczaca sie w kance na mleko. Egzorcysta wyjal z kieszeni zapalniczke Zipo i zapalil drewno w parniku.
– Ladna zapalniczka – zauwazyl kozak. – Skad ja masz?
– Z reki – wyjasnil Jakub.
– Z jakiej reki? – zdziwil sie jego przyjaciel.
– No lezala na podwórku reka. Patrze, cos blyszczy. No to odgialem paluchy, patrze a tu zapalniczka – wyjasnil Jakub.
– Tak po prostu reka lezala? – zdziwil sie Józwa.
– No, najpierw to ja odcialem takiemu frajerowi w dresie – wyjasnil Jakub – i jeszcze telefon zdobylem – pokazal rozladowana komórke. – Myslal, ze jak ma pistolet, to sie moze dobrac w nocy do mojego zlota…
Splunal w kat gdzie pomiedzy smieciami wznosila sie kupka swiezo zruszonej ziemi.
Dolozyl jeszcze drewek i na wszelki wypadek przygniótl pokrywe beczki kamieniami. Ogien buzowal, zacier powoli zaczal sie rozgrzewac. Egzorcysta przylozyl ucho do wiaderka.
– Za piec minut zacznie kapac.
Podreptal do chalupy skad przyniósl oskórowana juz psia noge, deske i nóz rzeznicki. Mieso zrecznie pociachal w kostke. Semen siegnal po lezace w kacie kolo rowerowe. Wylamal z niego kilka szprych i ponadziewal na nie mieso, przekladajac kawalki plasterkami cebuli.
– A piesek skad? – zaciekawil sie Józef ostroznie wkladajac szprychy w zar.
– Bezpanski – wyjasnil Jakub,. – Przyblakal sie.
– A gliniarze z Wojslawic wywiesili ogloszenia, ze jakis zostal im skradziony. Rotweiler byl?
– A niech go na przyszlosc lepiej pilnuja – warknal egzorcysta.
Dwadziescia minut pózniej przyjaciele pili juz przyjemnie cieply bimberek i zagryzali szaszlykami. Jakub zacisnal wlasnie szczeki na soczystym kawalku, gdy cos chrupnelo.
– Kurde – warknal wypluwajac na ziemie srebrny kawalek. – Psa gliniarze drutem nadziewaja. Malo zeba nie zlamalem.
Semen podniósl detal.
– To mikroprocesor od oznaczania zwierzat – powiedzial. – Czyli jednak pies byl gliniarski.
Stukneli sie szklankami. Bylo juz dobrze po pólnocy, gdy Józef i Semen objeci w pól zapadli w sen na klepisku. Egzorcysta wypil jeszcze szklanke i tez zapadl w drzemke. Zasypial z poczuciem dobrze spelnionego obowiazku. W kance na mleko drzemalo 20 litrów niebianskiego plynu. Bedzie zapas na dobry tydzien.
Obudzili sie wczesnym rankiem.
– To co, chlapniemy malego na rozbudzenie? – zaproponowal Jakub.
– Chlapniemy – kiwneli glowami kumple.
Rozdmuchali zar i przypiekli niedojedzone wczoraj mieso. A potem zaczerpneli szklankami gorzalki. Józef przelknal lyk i skrzywil sie strasznie.
– Kurde, Jakub to jest skisle!
– Glupi jestes, wódka nie kisnie – warknal Semen.
A potem sam spróbowal.
– Cholera – mruknal. – Kwasne!
Jakub tez lyknal troche.
– Jasny gwint – mruknal. – 70 lat pedze bimber a jeszcze mi takie swinstwo nie wyszlo. Ale to chyba niemozliwe… Wino rozumiem, moze skwasniec, ale wódzia?
– Co z tym? – Józef z tesknym wyrazem twarzy stuknal kanke. Byla tak przyjemnie pelna…
– Do rowu – zdecydowal z bolesnym westchnieniem Jakub. – Za tydzien zrobimy nowa porcje – pocieszyl kumpli.
***
Nastepnej soboty siedzieli kolo parnika. Na szprychach piekly sie kawalki “bezpanskiego” kurczaczka. Z rurki sterczacej z wiadra ciurkalo. Egzorcysta ciagle przezywal poprzednie niepowodzenie.
– Nie przejmuj sie Jakub – usmiechnal sie Semen. – Kazdemu moze nie wyjsc…
– Ale kwasna woda – jeknal egzorcysta.- To przeciez niemozliwe…
– Za to teraz jest pierwsza klasa – Józef juz kosztowal.
– Ale dlaczego rzeczy kisna? – zapytal Jakub kumpla. – Jestes uczonym czlowiekiem, wiec powinienes wiedziec takie rzeczy…
Semen poskrobal sie po glowie.
– Cholercia czegos tam mnie o tym uczyli na uniwersytecie, ale to bylo sto lat temu… Nie pamietam juz.
– Moja babka mówila, ze mleko robi sie zsiadle jak krasnoludek nasika – wyjasnil Józef.
Stary kozak parsknal smiechem.
– Zabobony – powiedzial. – Chrzanmy kiszenie. Napijmy sie.
***
Jakuba obudzil podejrzany szmer. Slonce juz powoli wstawalo. Na belce nad otwarta kanka stal krasnoludek i rozpinal rozporek. Jakub od dobrych dwudziestu lat nie widzial zadnego, ale po prawdzie nigdy nie zwracal na nie uwagi.
– Otóz to – pomyslal.
A potem wydobyl z kieszeni zardzewialy rewolwer.
– Czesc krasnoludek – warknal celujac w nieoczekiwanego goscia.
– Witaj gospodarzu – usmiechnal sie skrzat. – Kawalek ciasta w nagrode sie znajdzie?
– Ja ci dam nagrode – mruknal egzorcysta podchodzac blizej.
– Ty, nie wyglupiaj sie z ta pukawka – zaprotestowal maly wyjmujac ptaszka z rozporka. – Ty masz swoja robote ja mam swoja… Ja ci pomagam a ty…
– Jak to pomagasz brodaty pokurczu! – zawyl Jakub. – Dwadziescia litrów gorzaly mi spaskudziles i jeszcze nastepne dwadziescia chcesz zniszczyc? – szturchnal go lufa w brzuch az krasnoludek zatoczyl sie.
– Jakiej gorzaly? – nie zrozumial
– Tydzien temu niemoto… Naszczales mi do kanki!
– No. Ale to przeciez mój obowiazek – obrazil sie krasnoludek. – Trzeba ludziom pomagac. Sikamy, zeby bylo zsiadle mleko… Widze kanka pelna, no to sikam…
– Ty mlocie – egzorcyscie odeszla nagle cala zlosc. – Ja w kance trzymam bimber, a nie mleko…
– Bimber? – zdziwil sie skrzat. – A co to jest?
– Wy krasnoludki powinniscie wiedziec! – zdziwil sie gospodarz.
– Ale ja ostatnie dwiescie lat mieszkalem w lesie. Dopiero sie etat we wsi zwolnil i od dwu tygodni wam pomagam… – westchnal krasnal. – Jeszcze nie wszystko kapuje…
Wedrowycz schowal spluwe a potem przestawil skrzata na pieniek.
– To jest szaszlyk – pokazal mieso lezace na talerzu. – To kiszony ogórek…
– To wiem. Do beczek z ogórkami juz sikalem – maly poprawil czapke.
– A to bimber…
Jakub z kieszeni wyciagnal naparstek i zanurzywszy go w kance podal nowemu kumplowi.
– Ale co to jest? – krasnoludek powachal ciecz. – Co sie z tym robi?
Oczy zaszly mu lzami.
– To jest najwazniejszy wynalazek ludzkosci – wyjasnil Wedrowycz. – Napój rozweselajaco- rozgrzewajacy.
Krasnal upil lyk.
– Uch, alez to mocne – powiedzial. – Ale faktycznie rozgrzewa… Jak wino z tarniny tylko mocniej…
Przechylil naparstek i wygulgal go trzema lykami.
– Zagryz szaszlykiem, bo cie szybko zwali z nóg – poradzil Jakub. – Ja tez strzele szklaneczke dla towarzystwa.
Napelnil musztardówke a potem nalal krasnalowi nastepna kolejke.
– A teraz wyjasnie ci, co to sa toasty – mruknal.
***
Semen obudzil sie godzine pózniej. Uchylil sklejone ropa powieki. Przed oczyma lataly mu zielone cienie, spostrzegl jednak swojego przyjaciela. Jakub gadal do czegos malego, czerwonego od góry. Staruszek zalozyl okulary. Przed Jakubem na pienku tanczyl sambe zataczajacy sie krasnal w wysokiej spiczastej czapce.
– O kurde, delirium – jeknal stary kozak.
Przyjąć z http://wojslawice.fm.interia.pl/
Categorised as: Historie w PL